Pierwsze próby fotograficzne podjąłem dopiero w dwudziestym siódmym roku życia jako człowiek dojrzały i wykształcony humanista. Zadebiutowałem w 1978 roku pierwszą indywidualną wystawą p.t. „Klimaty”, którą zaprezentowałem w Warszawie. Tworzyło ją pięćdziesiąt wielkoformatowych czarno – białych fotografii, w których modelami byli moi znajomi i przyjaciele. Składały się na nią portrety i akty wykonywane głównie w aranżowanej przeze mnie przestrzeni i z rzadka w plenerze.
Już wtedy fascynowała mnie subtelna gra światła, którą wykorzystywałem do budowy nastroju scenografii, w której obsadzałem fotografowane osoby. Zależało mi zarówno na oddaniu klimatu fotografowanych, aranżowanych przez mnie scen, ale też na uchwyceniu pewnej wewnętrznej prawdy o portretowanych osobach, które zawsze były podmiotami moich zdjęć.
od samego początku była to fotografia kreacyjna
Należy zwrócić uwagę na fakt, że od samego początku była to fotografia kreacyjna. Trudność w tych realizacjach polegała na „zerwaniu” z modela „maski ochronnej”, jaką ten nakłada na siebie w imię prawdy przez siebie zaplanowanej i na swój temat. Na moich pracach modele pozują prawie wszyscy patrząc prosto w obiektyw. Lecz nie mają na sobie masek. Wynika to prawdopodobnie z mojego przekonania, które towarzyszyło mi w ciągu mojej pracy twórczej, że prawdziwe wyzwanie w fotografii portretowej stanowi pokonanie „muru” pomiędzy fotografem a osobą portretowaną. Wykonując portrety starałem się pokazywać osoby ukryte za ich własnymi wyobrażeniami o tym, jak powinni wyglądać i jak powinni być fotografowani. Było to szczególnie trudne, gdyż sam kontakt z obiektywem aparatu narzuca pewien dystans, który wymusza maskę. Otwierając się na portretowane osoby budowałem zaufanie, starałem się nawiązywać więź pozwalającą na oddanie pewnej maksymalnie obiektywnej prawdy, „przefiltrowanej” jednakże przez moje autorskie spojrzenie.
nagość traktowałem jako swoisty kostium
Dużą uwagę przywiązywałem do pracy na planie zdjęciowym. Wydaje się, że w toku fotograficznego seansu musi następować taki moment, w którym spiętrzenie, nadużycie pozy, a także przebranie miary przez reżysera – fotografa może zaowocować paradoksalnie spontaniczną naturalnością, a w każdym razie możliwa staje się komunikacja w trójkącie: model – fotograf – odbiorca.
Pojawiającą się na zdjęciach nagość traktowałem jako swoisty kostium pełniący drugorzędną rolę i nieabsorbujący w znaczącym stopniu uwagi widza. Obcy był mi wszelki voyeurism. Ważne były dla mnie zdawkowe gesty, delikatna mimika podkreślające role, w jakich obsadzałem modele. W metodzie tej zawarłem element swoistego „wymuszenia” przypominający pracę reżysera i psychologa. Stawałem się także scenarzystą oraz fotografem.
Dużą rolę przywiązywałem do aranżacji planu, starannie eliminując wszelkie rekwizyty, które byłyby zbyteczne, zakłócające odbiór fotografowanych kadrów. Nawet w niewielkich wnętrzach starałem się budować „czyste” plany, w których osadzałem swoich modeli, widząc w tym warunek ostatecznej kompozycji. Poszukiwanej przez mnie
we wnętrzach swobody nie zapewniały mi plenery, zazwyczaj „rozgadane”, z ogromną ilością zbędnych szczegółów, trudne do zorganizowania zarówno pod względem zastanych scenografii, jak i warunków świetlnych, na które byłem zwłaszcza wrażliwy. W tym celu we wczesnym okresie usu¬wałem zbędne rekwizyty, a następnie doszedłem do metody maskowania zawadzających elementów planu szarością i czernią, bez najmniejszej troski o autentyzm scenerii, a wręcz nadając jej nowe, czasami zaskakujące znaczenie.
Nastrój tych prac budowałem poprzez oszczędne wykorzystanie sztucznego oświetlenia. Stosując rozproszone górno – boczne światło tworzyłem klimat wnętrz, budując je na nowo. Oświetlenie to umożliwiało również swobodne poruszanie się modela po planie, zapewniając jednocześnie klasyczne oświetlenie portretu i sylwetki. Postępująca oszczędność światła towarzyszyła mi szczególnie w aktach zbiorowych. Dzięki takim rozwiązaniom z rozmysłem odbierałem wszelką dosłowność i czytelność, zastępując ją aluzyjnością form i akcji. Przebywając drogę od skąpanych w świetle postaci do bardziej dramatycznych scen, zanurzonych w gęstym mroku poddawałem modeli ciągłym zmianom klimatu.